czwartek, 26 stycznia 2017

Czy "lizusom" jest w życiu łatwiej??

Po raz kolejny w mojej blogowej "karierze" naszła mnie chęć do "pofilozofowania". Tym razem wychodzimy z internetów (do poczytania TUTAJ), telewizji (TU) oraz sportowych wywodów (SPORT TO ZDROWIE) i przenosimy się do świata realnego. Chciałabym bowiem napisać trochę o moich spostrzeżeniach na temat otaczającego świata.. I ludzi. A w przypadku mojego posta... bardziej ludzi.

A w zasadzie chodzi mi o jedną, szczególną grupę ludzi. Wydaje mi się, że z pewnego punktu widzenia, możemy ludzi podzielić na kilka grup. Na takich, którzy... żyją, uczą się, pracują bez żadnej "spiny" i całkiem nieźle im to wychodzi i przychodzi im to z większym lub mniejszym trudem, ale zasadniczo... Nie ma się czego obawiać. Takich... którzy są po prostu inteligentni, nie tylko pod względem naukowym, ale i powiedziałabym... życiowym.Takich, którzy w zasadzie wyznają zasadę "i don't care", ale mają jakiś specyficzny rodzaj talentu, który mimo takiego podejścia pozwala im wyjść z każdej sytuacji bez szwanku. Istnieją też tacy, którzy podobną zasadę wyznają, ale no oni... naprawdę "don't care" i nie ma zmiłuj. No i są ONI. Z jednej strony o nienagannej opinii, wydawać by się mogło inteligentni (w teorii), w praktyce... Bywa różnie. Ogólnie rzecz biorąc.. można ich nazwać lizusami (nie chcę tu zawężać do kręgu edukacyjnego, ale.. synonimem lizusa może być kujon.. ale nie o to tu mi zasadniczo teraz chodzi.) Ale w sumie po kolei. 



źródło

Wydawać by się mogło, że jest to postać idealna. Wyuczona (jej wiedza jest ogromna i.. bezdenna; aczkolwiek nie myliłabym takiej osobowości z osobą najzwyczajniej w świecie inteligentną), oczytana, wygadana i generalnie superlatywy można by wymieniać o niej godzinami. W gruncie rzeczy jednak w praktyce bywa to różnie. Jej umiejętność do bycia wygadanym (znowu nie mylmy tutaj z osobą otwartą, towarzyską... ze zdolnościami komunikacyjnymi i umiejętnością przekazania wiedzy oraz swojej własnej opinii w sposób mądry i przystępny) powoduje, że ludziom z jej otoczenia wydaje się, że... jest to postać wow! Taka opinia.. ludzi często mądrzejszych od niej.. przylega do lizuska na dłużej. No bo jak to.. Najmądrzejsza.. prymus w każdym calu. Ponadto chętna do współpracy w każdym momencie, w każdej sprawie.... byle być na bieżąco i pokazać, że zasadniczo jest się super. Ktoś taki... Po prostu nie może być przeciętny.. Albo słaby.. Nie ma gorszych dni. Taka też łatka pozostaje z daną osobą tego "pokroju" w zasadzie na stałe (być może wynika to z faktu, że ludzie.. sprawujący "władzę" albo faktycznie traktują taką osobę jako kogoś lepszego, albo.. wręcz przeciwnie, ale świetnie grają.) Lizusek chce udowodnić sobie i innym, że naprawdę jest najlepszy, mimo że spokojnie można by powiedzieć, dlaczego tak nie jest. Ale zachowanie takie... Pozwala im piąć się po szczeblach do swojego bliżej nieokreślonego celu w tempie geparda goniącego antylopę, by pożreć sobie ją na obiad (oczywiście nie mówię, że jest coś złego we wspinaniu się po szczeblach kariery, każdy z nas w jakimś stopniu i w jakimś sensie, chce odnieść sukces, choćby największym sukcesem miała być jakaś drobnostka). Mimo to mojemu tytułowemu lizuskowi przychodzi to jakoś... łatwiej? Jakieś dziwne podejmuje w tym celu działania... jedna wielka konspiracja. 

Ale co... z opinią reszty społeczeństwa? Jakie są jego relacje z lizuskiem? Otóż... Ma on to do siebie, że o swojej idealności i perfekcji aż do bólu potrafi przekonać każdego. Ba! Niektórym to nawet imponuje. Aż w końcu przychodzi taki moment, że bańka mydlana pęka. Postać ta nie wydaje nam się taka super, bo jej po prostu nie idealizujemy. Ukazuje się jej prawdziwa twarz, która w rzeczywistości.. z punktu widzenia charakteru... nie jest taka super. Jest jedynie przejawem jakiegoś dziwnego przerostu formy nad treścią. Dostrzega się, że może i owszem lizusek wiedzę ma (aczkolwiek w pewnych względach niektórzy są lepsi od niego), ale często schodzi na dalszy plan, ponieważ... taki człowiek nie ma w sobie po prostu empatii. Wspomniany przerost formy nad treścią pcha taką osobę do chęci bycia najlepszym i nieprzyjmowania do wiadomości, że ktoś może być lepszy tak po prostu i nie potrzebować do tego "pleców". Chęć bycia najlepszym może i prowadzi lizuska naprzód w prędkości światła, ale pewnego dnia może on się obudzić... jedynie z niewielką grupką ludzi, którzy go wspierają. Albo dalej są "oszołomieni" wizją bycia super, hiper wow. Więc myślę sobie.. Czy osoby takie.. nie widzą, że otoczenie często nie przepada za nimi... czy po prostu mają to gdzieś, bo wychodzą z założenia, że prędzej czy później z tym "otoczeniem" się rozstaną, bo zostanie ono na niższych szczebelkach szeroko pojętej sławy. Nie wiem...

A jakie jest Wasze zdanie? Bardzo mi miło z licznych odwiedzin mojego bloga, choć i z tym bywa różnie. Bardzo chciałabym poznać również Wasze zdanie w temacie.. Zapraszam do wypowiedzi :)

PS: zbieżność osób i opisanych zdarzeń (podobnie jak we wpisie o sporcie i kontuzjach :D zapraszam raz jeszcze!) zupełnie przypadkowa. 

PS 2: pisząc tego posta nie wylewam swojego rozgoryczenia wynikającego z szeroko pojętej zazdrości... bo ktoś inny żyje sobie lepiej i dąży do tego, do czego dąży. ABSOLUTNIE NIE! Każdy z nas ma swoje cele w życiu, do których zmierza. Moim celem... Bynajmniej nie jest parcie na szkło :) 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.