Właśnie dzisiaj drużyna z Będzina (ah te rymy) podejmowała we "własnej" (aczkolwiek sosnowieckiej) hali mistrza Polski z ubiegłego sezonu. Mimo że forma będzińskiej drużyny (w porównaniu z sezonem ubiegłym) znacznie się poprawiła, co zapewne wynika z faktu, iż zmieniona została większość składu, a z poprzedniego zostało jedynie trzech zawodników. Uznać można, że ich dotychczasowe 10 miejsce cieszy oko i serce, a poza tym napawa optymizmem na przyszłość. Mimo wszystko... bycie mistrzem Polski do czegoś zobowiązuje. No i faktycznie tak było. Tak jak przewidywałam od początku (aczkolwiek siatkówka jest sportem pełnym niespodzianek, więc na dobrą sprawę mogło wydarzyć się na boisku wszystko). No ale w zasadzie. Fajerwerków nie było. Ale po kolei.
Można było we wszystkich (a w zasadzie "aż" trzech) setach zauważyć pewnego rodzaju powtarzalność. Kilku punktowe prowadzenie Będzina (w zasadzie to chyba max 3 pkt.), potem W MIARĘ wyrównana gra obu drużyn, a potem odskoczył Kędzierzyn-Koźle. Odskoczył w zasadzie dość solidnie, bo dwa pierwsze sety zakończyły się przy stanie 25:16, trzeci zaś wygrany przez ZAKSĘ do 17.
Trzeba przyznać, że mecz był dość przewidywalny. Jeśli można tak w ogóle powiedzieć. Smutno było patrzeć na drużynę z Będzina. Widać, że chłopaki się starają i wychodzi im to "siatkarstwo" co raz lepiej. Mimo to jest to taki sport w którym zawsze jeden wygrywa, a drugi niestety musi przegrać. Zwłaszcza gdy po drugiej stroni siatki jest taki, a nie inny przeciwnik.
Mimo że mecz "zleciał" stosunkowo szybko, bo skończył się po półtorej godziny, a poziom był w zasadzie jeszcze niższy, przez co moja uwaga skupiała się na tańczącym gdzieś tam z boku Minionku, to mimo wszystko cieszę się, że po... ponad miesiącu w końcu mogłam poczuć te emocje, które towarzyszą mi podczas oglądania siatkarskich meczy od kilkunastu lat (ale jestem stara ;o).
Można dzięki temu zapomnieć o otaczającej nas rzeczywistości, problemach oraz obowiązkach, które zostawiamy przed wejściem na halę. To trochę taki reset umysłu. Nie musisz myśleć o tym co czeka na ciebie po zakończeniu tego spotkania, co będziesz musiał zrobić.. Skupiasz się tylko na tym, co dzieje się na boisku. Nie liczy się nic ponadto. Nawet jeśli głównym bohaterem jest Mikołaj, w którego mają serwować kibice ("przednia" zabawa) albo wspomniany już Minionek, który gdzieś tam śmiga z boku i przybija dzieciom piątki.
Swoją drogą.. Miałam opowiedzieć o tym Minionku, więc zanim wrócę znów do siatkówki... Uświadomił mi, że w życiu nie powinniśmy się tak "spinać". Nieważne czy jesteśmy żółtą "plamą" w niebieskich gaciach na szelkach, czy kimś zupełnie normalnym. Fajnie jest czasami najzwyczajniej w świecie wyluzować. Powiedziałabym również, że nie powinniśmy się przejmować opiniami innych na nasz temat (ale z moich "zakompleksionych ust" to wychodzi nienaturalnie). No w każdym razie jako że łatwiej napisać, a trudniej zrobić, to trochę sobie pofilozofuję. Nie powinniśmy się przejmować tym co myślą o nas inni, bo często są to po prostu "nadęci" ludzie, którzy czegoś nam zazdroszczą. Tak mi się przynajmniej wydaje. Także bądźmy minionkami, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi.
No ale wracając do siatkówki..
No ale nieważne. MVP spotkania został Benjamin Toniutti, a jeśli miałabym osobiście wyróżnić kogoś z drużyny Będzina (nie śledząc statystyk) to wydaje mi się, że poziom trzymał Krzysztof Rejno. Ale to tylko moje zdanie :) no ale nic.. Tyle na dzisiaj :) Paaaa :)
Byłyśmy na tym samym meczu :P Po tych przewagach Będzina liczyłam na jakieś 1:3, ale niestety... :v
OdpowiedzUsuń